środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku!

Kochani!
Dzisiaj mamy cudowny sylwestrowy dzień! Jak spędzacie ten czas, jak żegnacie stary rok? ;)
Ja przyznam się, że na dzisiejszy wieczór mam małe plany - dawno nigdzie nie byłam, a dzisiaj w końcu spędzę Sylwestra poza domem. Mam nadzieję, że „będzie zabawa, będzie się działo”, a „sąsiedzi będą walili do drzwi” - jak zawsze muzycznie ;) Zaraz właśnie też muszę przygotować jakąś playlistę!

Podsumowanie roku zrobię skromne. Z tego, co zauważyłam, w ubiegłym roku dodałam niemal tyle samo postów (artykułów), co w tym, ale za to statystyki mojego bloga wzrosły znacząco! Dlatego chciałabym bardzo podziękować wszystkim czytelnikom mojego bloga!
Tego bloga założyłam głównie po to, by pokazywać Wam moje zdjęcia, kolaże, wiersze itp.
Każdy Wasz komentarz, oceniający moje prace, jest dla mnie wielką motywacją! Niezależnie, czy jest on krytyczny czy pozytywny - każdy jest dla mnie ważny (choć wolę te krytyczne, ponieważ one zawsze są bardziej szczere i pozwalają mi się nieustannie rozwijać).

Teraz czeka mnie trudny czas - matura i „Wielki Konkurs”, dlatego pewnie będę musiała zrezygnować na ten okres z tak bardzo intensywnego pisania bloga. Może uda mi się pisać dla Was w tym okresie - czyli do czerwca dokładnie - przynajmniej raz w miesiącu? Nie wiem, nie obiecuję tego, ale będę starała się pisać tak często, jak będzie to możliwe.
Mam nadzieję, że mimo mojej nieobecności nie opuścicie mnie - to dla mnie bardzo ważne ;)
I jak tylko unormuję „sprawy związane z moją przyszłością”, mam w planach zająć się blogowaniem „na poważnie”, tzn. chciałabym założyć jakiegoś „konkretnego” bloga: zmienić szatę graficzną, ułożenie bloga itp. Postaram się, by jakość moich postów była wyższa - ale to w przyszłości :)





A dzisiaj chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia na nadchodzący nowy rok.
Życzę Wam,
byście żyli każdego dnia jak najlepiej,
każdy dzień, by był dla Was pełen szczęścia i uśmiechów,
byście zawsze otaczali się gronem wiernych i życzliwych przyjaciół,
zdrowie, by Was nie opuszczało, i każdego dnia, byście byli gotowi do pracy.
Pełni optymizmu nieśmy zawsze pomoc i miłość dla drugiego człowieka,
nie oceniajmy ludzi po wyglądzie, plotkach, pierwszym wrażeniu...
nikt z nas nie jest idealny, ale każdy może stać się lepszy!
Nie traćmy nigdy wiary i nadziei, i miłość
do drugiego człowieka i do Boga -
 niech On będzie zawsze 
 w naszych sercach.

wtorek, 30 grudnia 2014

Film „Dawca Pamięci” – moja opinia

Wyobraźcie sobie, że żyjecie w świecie, w którym nie ma marzeń, nie ma kolorów, uczuć, emocji… Nie ma nawet miłości! Wszyscy są podporządkowani z góry ustalonym zasadom, nie można robić tego, na co ma się ochotę… Nikt nie ma prawa do wolnej woli!

Źródło: Filmweb
Taki świat został przedstawiony w filmie Dawca Pamięci”. Zwykły, szary świat, w którym z góry ustalone są reguły, każdy ma przypisane konkretne role. Nie ma tu miejsca na złość, nienawiść, miłość, radość, strach… Te wszystkie uczucia są ludziom obce.

Starsze społeczeństwo (w filmie tzw. starszyzna) sprzeciwiało się wszelkiemu złu, które występowało na świecie. A skąd ono się brało? Brało się stąd, że każdy człowiek posiadał wolną wolę, czyli mógł robić wszystko, na co miał ochotę. Starszyzna, aby zapobiec wszelkim wojnom, nieszczęściom postanowiła pozbawić ludzi wolnej woli i ustalić konkretne normy, których ludzie musieli przestrzegać. Rano, od razu po przebudzeniu, każda osoba musiała wstrzyknąć sobie lek, który powodował, że zapominali oni, co robili wczoraj; może wczoraj byli szczęśliwi? Ale po zażyciu tego leku nie pamiętali żadnego uczucia. Dodatkowo ich życie było kontrolowane na każdym kroku; Rada Starszych widziała wszystko, co oni robią.

W świecie tym żył też pewien chłopak, Jonas, który „czuł coś więcej”. Niby żył tak jak wszyscy pozostali ludzie, jednak on urodził się z wyjątkowym darem, darem, który spowodował, że stał się inny niż wszyscy. (czytaj więcej)

sobota, 27 grudnia 2014

Poświątecznie!

Witajcie po Świętach!

Tak ten świąteczny czas szybko minął. Jeszcze kilka dni i Nowy Rok. No ale jeszcze wcześniej Sylwester, na który mam już zaproszenie, ale czy pójdę? To jeszcze rzecz wątpliwa...

Kwiatek, który widzicie poniżej, zrobił mi najwspanialszy prezent na Święta! Chyba nic tak nie cieszy, jak właśnie kwiatek, który kwitnie tuż przed Wigilią. Tak się ucieszyłam, jak zobaczyłam, że zakwitł, że aż położyłam go na wigilijnym stole, i tak zajmował tam honorowe miejsce aż do wczoraj :)


Coś mi się dzisiaj bardzo trzęsła ręka
 i długo nie mogłam zrobić żadnego dobrego zdjęcia....

wtorek, 23 grudnia 2014

Świątecznie :-)

Kochani!
Święta już coraz bliżej… i wszystko pędzi coraz szybciej.
(Do zrobienia jest tyle, że nawet nie mam czasu na własne przyjemności).
Z racji tego, że jutro pewnie nie będę za dużo wchodziła na komputer, już dzisiaj chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia bożonarodzeniowe.

Może będę mało oryginalna, ponieważ dzisiaj wszystkim składam te same życzenia, ale wydają mi się one najbardziej szczere i najbardziej wyrażające to, co chciałabym życzyć innym :-)

Wkrótce narodzi się Syn Boży.
W tym szczególnym czasie niech połączy nas
wspólne oczekiwanie na Jego przyjście.
A rodzinne spotkanie przy wigilijnym stole niech
przysporzy nam wiele radości i wzruszeń.
Podzielmy się opłatkiem i życzmy sobie
wszystkiego, co najlepsze.
I w nawale „ważnych” przedświątecznych spraw
nie odpowiadajmy, jak ten smutny pan w ankiecie, na pytanie:
- Co jest najważniejsze na święta?
- Choinka...
Miejmy zawsze świadomość, czyje to tak naprawdę Święta
i co w tym czasie jest najważniejsze!

Tego Wam (i sobie także) z całego serca życzę
Sia


A na koniec jeszcze trochę świątecznych muzycznych nowości ;-)

Czytaj więcej>>

piątek, 14 listopada 2014

Różne różności, czyli muzyczne nowości #4

Ciągle przybywa tyle nowości, że sama nie wiem, co mam Wam udostępniać, co mam promować, ponieważ… Wszystko mi się podoba! Może powoli ulegam „urokom” komercji? popowej muzyce? Zdecydowanie nie. Nic z tych rzeczy! Chyba po porostu teraz jest taki okres, rozwoju dobrej muzyki, z dobrymi tekstami, dobrą muzyką i coraz bardziej wyjątkowymi głosami wokalistów.

Może wielu z tych utworów nie słyszeliście, ale własnie dlatego je udostępniam. W Polsce jest tak wielu wspaniałych wokalistów, o których tak niewiele się mówi albo mówi się za mało. Mam nadzieję, że dzięki tym moim postom, o tych wspaniałych Artystach usłyszy coraz więcej osób :)


Poniżej nowości z października i listopada :)

<Czytaj więcej>

niedziela, 9 listopada 2014

Adina Blady-Szwajger - I więcej nic nie pamiętam

11 listopada 1918 roku Polska odzyskała niepodległość! Państwo polskie znowu pojawiło się na mapach i istniało jako samodzielne, niezależne państwo.
Polacy jednak nie długo cieszyli się wolnością, ponieważ 1939 roku wybuchła II wojna światowa, i znowu trzeba było walczyć, bronić ojczyzny…


Adina Blady-Szwajger w 2010 roku wydała książkę, która zawierała jej wspomnienia, o tym, jak wyglądało jej życie oraz innych ludzi, od momentu, gdy wybuchła II wojna światowa. Te wspomnienia z pewnością są trochę inne od wspomnień Polaków mieszkających w czasie wojny w Warszawie, ponieważ autorka książki była Żydówką i w swoich wspomnieniach skupia się szczególnie na życiu swoim oraz najbliższych jej osób.

Autorka książki była lekarzem-pediatrą. Opisuje o tym, jak trudno, zaraz po ukończeniu studiów (bo zaraz wybuchła wojna), było jej znaleźć prace. Jednak w końcu udało się.
Dr Adina pracowała w szpitalu dziecięcym, ale czy rzeczywiście miejsce jej pracy można nazwać szpitalem, a pacjentów dziećmi? Szpital, w którym pracowała autorka bardzo różni się o tych szpitali,  które są teraz. Przede wszystkim pacjentów było tak wielu, że na jednym łóżku często leżało po dwoje (a nawet i więcej) dzieci. Poza tym dawniej nie było takich leków jak są teraz; na wiele chorób nie było lekarstwa, na wiele chorób po prostu umierało się „od razu”. Dodatkowo głód. Ale głód był problemem nie tylko w szpitalu i dotykał nie tylko dzieci. A dzieci? Dzieci mające dopiero 6 lat były niemal tak dojrzałe jak dorośli; były to dzieci, które widziały niejednokrotnie śmierć, dotknięte głodem, często same, bez jakiejkolwiek rodziny, musiały sobie radzić, zadbać o schronienie i pożywienie dla siebie (co oczywiście nie zawsze było takie proste i nie zawsze im się udawało – bo to przecież tylko „dzieci”…).
W miarę, gdy wojna zaczynała się „rozwijać” było coraz gorzej. Dr Adina nie pracowała już jako lekarz, została łączniczką ŻOB. Do jej zadań należało m.in. organizowanie „fałszywych” dokumentów oraz mieszkań Żydom, którym udało się wydostać z getta na aryjską stronę. Powiedziałabym, że ta praca była o wiele bardziej niebezpieczna; trzeba było być bardzo ostrożnym, żeby „nie zostać zauważonym”.
Ale nie tylko praca łączniczki ŻOB była niebezpieczna. Niebezpiecznie było każdego dnia. Wychodząc na ulice nigdy nie miało się pewności, że się wróci z powrotem do mieszkania. A nawet w mieszkaniu nigdy nie było bezpiecznie, zawsze był ten strach, że ktoś dowie się, gdzie się mieszka, że ktoś doniesie. Ten strach dotyczył szczególnie Żydów, ale Polacy też nie zawsze mogli czuć się bezpiecznie.
Autorka w swoich wspomnieniach szczególnie dużo uwagi poświęca dzieciom, ponieważ to one „tam” były najbardziej pokrzywdzone, bezradne, bezbronne… Tamte dzieci, doświadczone przez życie tak wieloma trudnymi wydarzeniami, musiały radzić sobie same, same walczyć o przetrwanie. Wielu myślało, że one wtedy nie wiele rozumieją, bo przecież to jeszcze małe dzieci, ale one pod wpływem tych doświadczeń po prostu szybciej dorastali.

Jak sama autorka przyznaje już na wstępie, pisząc te wspomnienia nie wszystkie wydarzenia pamiętała dokładnie, ale to moim zdaniem nie wpływa na jakość zapisanych wspomnień. Dr Adina poniekąd przybliża nam zdarzenia o tym jak było w czasie II wojny światowej w Warszawie. Ale tych wspomnień nie należy odbierać jako szczegółowy przebieg wydarzeń w Warszawie w tamtym okresie. To nie jest powieść historyczna, literatura faktu, to tylko wspomnienia, ale wspomnienia pełne emocji, uczuć; to szczera opowieść jednej z uczestniczek powstania warszawskiego.


Po przeczytaniu tej książki, gdy zapoznałam się z biografią autorki, byłam trochę zawiedziona, że jednak nie wszystko ze swojego życia, z czasu wojny, autorka tu opisała. Zabrakło mi kilku wydarzeń, ale, gdy po tak wielu latach autorka rzeczywiście nie wszystko mogła pamiętać ze szczegółami. Cieszę się jednak z tego, co się dowiedziałam. Co prawda, nie czuję się po przeczytaniu tej książki znawczynią powstania w getcie, ani powstania warszawskiego, ale wiem teraz „trochę więcej” i muszę przyznać, że w wielu momentach, wiele historii z tych wspomnień naprawdę mną wstrząsnęło, a czasami nawet wzruszyło. 

Czytaliście tę książkę albo chociaż sięgnęlibyście po nią po przeczytaniu mojej recenzji? A może czytaliście inne książki z okresu II wojny światowej, z powstania warszawskiego, powstania w getcie?

Piszcie, co myślicie.
Pozdrawiam, 
Sia :)

niedziela, 12 października 2014

Wiem że na pewno będzie lepiej, ...lecz nie wiem


Bałam się i łzy bezwiednie mi popłynęły
Czułam, że już nie mam sił, nie wiedziałam, co dalej
Ty stanąłeś obok mnie, płakałeś razem ze mną
Gdy powiedziałam Ci żebyś przestał – po prostu byłeś

 Nie chcę, żebyś płakał, a przy Tobie już czuję się szczęśliwa
Wypełniasz moją pustkę, napełniasz ją miłością
Podnosisz i wspierasz w tych najtrudniejszych momentach
Po prostu – jesteś zawsze – niezależnie od niczego. 

Nie oczekujesz nic w zamian, sam chcesz mi pomóc
Czasami, gdy tak bardzo czuję się samotna
Wiem, że mam Ciebie, Tobie o wszystkim mogę powiedzie
Gdy tak bardzo czuję się zagubiona... z Tobą „Jest dobrze!”
Dziękuję Ci.

wtorek, 30 września 2014

Różne-różności, czyli [polskie] muzyczne nowości #3

Kochani,

ostatnio zauważyłam, że cykl „Różne różności, czyli muzyczne nowości”, który prowadzę na moim  blogu cieszy się bardzo dużą popularnością. Może niektórzy tak jak ja kiedyś mają problem (lub zwyczajnie nie mają czasu) ze znajdywaniem/ odkrywaniem nowości, które pojawiają się na polskim rynku muzycznym (?) (mam na myśli tu utwory muzyczne).

Piosenki, które udostępniam nie są jednak wszystkimi premierami ostatnich czasów, jest to ich tylko mała garstka i są to tylko utwory, które szczególnie mi się podobają, które sama mogłabym słuchać w kółko. No i oczywiście są to w większości utwory polskie, ponieważ sama głównie właśnie takiej muzyki słucham ;)

Dzisiaj mam dla Was kolejną porcję nowości muzycznych. Postaram się o każdym napisać chociaż słowo, choć wszystkie zasługują na wagony słów, które na pewno nie pójdą w próżnie, których na pewno nie będzie mi niewymownie żal (Ach, tak jakoś mi się skojarzyło z wierszem, uwielbianego przeze mnie, „wędrownego poety”! – może wiecie o kogo mi chodzi? ;))


sobota, 27 września 2014

Jedyne, czego teraz chcę...


To prawda... Zrobiła nam się jesień :)
Na dworze jest coraz chłodniej, dni są coraz krótsze i jest coraz bardziej monotonne.
I pewnie zastanawiacie się, gdzie ja takie kwiatki jeszcze znalazłam... A u mnie są! I robią wrażenie; upiększają trochę naszą szarą jesień.



środa, 3 września 2014

Kolaż z jednej gazety/ w ekstremalnych warunkach/ na szybko

Witajcie,

Może zastanawialiście się kiedyś jak powstają kolaże z papieru? Pewnie większości wydaje się, że jest to zajęcie na 10-15 minut, że w klejeniu kolaży nie ma nic trudnego i nawet dziecko coś takiego potrafi stworzyć... Tym czasem, choć proces powstawania DOBREGO kolażu nie zawsze jest długi, jest bardzo pracochłonny i bywa skomplikowany. Mnie zrobienie kolażu zajmuje co najmniej godzinę, choć zdarza się, że robię kolaż. w ok. 20 minut (ale wiadomo, że efekt końcowy nie zawsze wtedy jest tak dobry jak w przypadku kolażu robionego przez godzinę).

Najwięcej czasu w trakcie robienia kolażu pochłania szukanie materiałów i "składanie" ich. Sam proces klejenia nie jest, ani trudny, ani strasznie pracochłonny.

To, że kolaż może zrobić każdy - jak to twierdzą niektóry - "nawet małe dziecko coś takiego potrafi" - to prawda... Jednak, czy nawet małe dziecko potrafi zrobić tak konkretne i przemyślane kompozycje? Sztuki tworzenia uczymy się stopniowo. To bardzo dobrze, jeśli nasz proces twórczy rozpoczyna się już od najmłodszych lat, ale, żeby zrobić coś poważnego trzeba zacząć od łatwiejszych prac. (Tak, ja też tak zaczynałam!)

Ale przejdźmy do rzeczy. Przedstawię Wam teraz etapy powstawania mojego ostatniego kolażu:

Wycinamy "potrzebne materiały" (zazwyczaj są nimi zdjęcia, które po prostu najbardziej nas zainteresują, i które - naszym zdaniem - mogą się przydać).
W głowie pojawia się pomysł, więc powoli zaczynamy go układać na czystej kartce...
Stanowisko pracy.
Coraz bliżej efektu końcowego...
Gotowy kolaż!
 Teraz tylko pozostawić do "wyschnięcia" i najlepiej włożyć do grubej książki, żeby - jeśli "włożyliśmy" w niego za dużo kleju - nie "pozaginał się".
Z bliska...
A cóż to jest? Niektórzy Artyści, którzy kleją kolaże (ja także do tej grupy należę), mówią, że właśnie TO ich najbardziej satysfakcjonuje; właśnie te wycinki są dowodem na to jak wiele pracy zostaje włożone w wykonanie kolażu.
 /moja guma niechcący znalazła się w kadrze, wybaczcie :D/

* Wycinki, z których został wykonany kolaż, pochodzą z magazynu "Spiżarnia Smaków"

Jak Wam się podoba kolaż?

 ~Sia

PS. Spokojnie kolaż został wykonany jeszcze na wakacjach ;) Teraz... nauka ;) 

sobota, 30 sierpnia 2014

Pająki i węże...

"To był błąd, bo przywiązałam się, 
Jedyne czego teraz chcę, 
Nie chcę pamiętać..."
- Paulina Lenda




Możecie mnie pytać, co się ze mną dzieje - ja nie wiem. Do dziecka panicznie boję się pająków. Miałam kiedyś krótki okres, że się ich nie bałam, ale teraz ten strach znowu wrócił. Ale, na domiar tego, teraz boję się nie tylko pająków; teraz boję się także świerszczy, chrabąszczów, a nawet motyli, które jako mała dziewczynka kochałam! (do mojego pokoju w lecie często wlatywały motyle, a gdy siadały na firance, ja je łapałam w ręce i... nie bałam się tego, że któryś mnie ugryzie, ani tego, że on w ogóle się rusza!).

Niedawno jeszcze śmiałam się z koleżanką, że ona boi się panicznie węży, a pająków się nie boi (czyli odwrotnie jak ja). Opowiadała mi o tym, że nawet węże na obrazku ją straszą - zwykłe nie ruszające się węże... To już jest dla mnie trochę przesada, ale... Żeby ją trochę "zdenerwować", a trochę na żarty rysowałam na kartce węże, a ona - ku mojemu zaskoczeniu - czuła do nich obrzydzenie. Co jest zaskakujące, po paru tygodniach mojego codziennego rysowania węży, ona powiedziała mi, że już się ich mniej boi, i że to wszystko dzięki moim rysunkom. Powoli zaczęła przekonywać się także do wężów na fotografii (choć ten proces trwał trochę dłużej).

Ja z kolei mam tak, że na pierwszy widok pająka od razu "wpadam w szał"; ogrania mnie absolutna panika, piszczę, krzyczę i jak oparzona odskakuję na metr od tego przerażającego stworzenia. Ale mój atak paniki nie zawsze trwa długo - gdy zauważam, że pająk "niewiele się rusza" i nie czuję z jego strony "ataku", wtedy stopniowo podchodzę do niego coraz bliżej i... stopniowo się z nim oswajam. Nie przekraczam jednak pewnych barier: nie dotykam go patykiem (choć w ostateczności ew. patykiem lub jakąś rzeczą byłabym gotowa go "odstraszyć", przepędzić), nie biorę do rąk.
Inaczej rzecz by wyglądała, gdyby pająk "siedział na mnie". Wtedy to na pewno moja panika byłaby jeszcze większa. Cokolwiek, gdy spadnie na mnie (np. z drzewa) od razu wywołuje we mnie ogromną histerie i zdenerwowanie - dopóki wiem, że to coś "na mnie jest" nie jestem w stanie się opanować i zachowuję się dosłownie jak opętana; w myślach błagam, żeby ktoś "to" ze mnie zdjął.

Jak już wspomniałam - potrafię się oswoić, przyzwyczaić do pająków, ale pod warunkiem, że one nie będą się ruszać. Dzięki temu chwilowemu spokoju udało mi się zrobić kilka zdjęć "ogromnemu"  pająkowi. Wiadomo, najgorzej było, jak się ruszał (a po tych zdjęciach widać, że od czasu do czasu zmieniał pozycje - dobry model! :-D), wtedy na chwile "zamierałam", ale udało mi się - chociaż trochę - przezwyciężyć strach.

Zobaczcie efekty i oceńcie sami:

Pierwsze nieśmiałe zdjęcie - z daleka
Nieco odważniej...


" - Czas na obiad..."


 Wiem, zdjęcia nie są idealne (są trochę słabej jakości; trochę rozmazane, niewyraźne, za mało ostre...) Ale staram się jak mogę, aparatem 10.1 Mpx (śmiech), ale jak ja sobie to wmawiam, jak nauczę się robić dobre zdjęcia na takim, to na lepszym - kiedyś - będę robiła... lepsze ;)

Czekam na Wasze opinie - najlepiej takie SZCZERE DO BÓLU :)

Pozdrawiam,
SIA

środa, 27 sierpnia 2014

Wakacyjne pocztówki #2

"Zostawmy to, co było
Przeżyjmy to, co jest
Tak wiele się zdarzyło
I przydarzy jeszcze się"
 - Ania Rusowicz



Witajcie,
Pierwsze kolaże zaczęłam robić dokładnie rok temu na wakacjach. Na ubiegłorocznych wakacjach zrobiłam ich naprawdę wiele - i większość wielkości A4. Na tegorocznych wakacjach zrobiłam tylko 6 kolaży i wszystkie wielkości pocztówek. Może to trochę z braku chęci do tworzenia, a może trochę dlatego, że zamiast na klejenie kolaży większość swojego wolnego czasu poświęcałam na czytanie książek i oglądanie filmów. 
Pierwszą część kolaży możecie zobaczyć tutaj , drugą część dodaję dzisiaj. Dwóch prac z tych kolaży już nie ma - zostały wysłane w listach do znajomych - ale mam nadzieję, że za rok na wakacjach uda się skleić kolejne pocztówkowe kolaże i będzie ich zdecydowanie więcej niż na tegorocznych wakacjach :)

Co myślicie o takich pocztówkach? Chcielibyście taką dostać czy wolicie tradycyjne?
Który kolaż podoba Wam się najbardziej? :)

Pozdrawiam, SIA




tył jednej z pocztówek

sobota, 16 sierpnia 2014

Wspomnienia minionej... jesieni.

I tylko tyle mi po Tobie zostało, co po jesieni liści - wspomnienia minionej wiosny. Niewdzięczne uczucia; one pozostają na zawsze [na dnie serca i bolą dotkliwie], a Ciebie nie będzie już nigdy...
***
A może jeszcze chociaż raz? Jesienne liście są co roku... - Nie!
 
Bywają takie jesienie, gdy nawet liści złotych nie ma, a z drzew - uśmierconych przez deszcz, wiatr, burze; opuszczonych przez słońce, ptaki, owoce - spada, szary jak dym z komina, popiół...  

Słońce, ptaki, owoce zapominają, nie chcą go [drzewa] znać, a deszcz, wiatr, burze - niewdzięczne (tu: wyklęte)! - bezsilnie się buntują. Nie mogą pomóc biednemu drzewu, z góry, tak jak ono same, są skazane na klęskę. 
Jemu nikt nie może już pomóc... 
Deszcz wyraża jego tęsknotę, wiatr bezradność, a burze wielką złość, oburzenie... Ono samo nic nie może zrobić - tylko umiera z żalu i samotności...
Ale wierni przyjaciele są zawsze niezastąpieni! 
Nocami wiatr utuli, deszcz stłumi wewnętrzny smutek, a burze "wykrzykną" żal, frustracje, zawód...
Tylko dnie... Stara się być silne, nie chce ciągle obciążać zawsze wiernych przyjaciół swoimi problemami. Wszystko dusi w sobie... Lecz przyjaciele to widzą i ciągle buntują się - pada, grzmi, wieje... 

Tak najłatwiej wytłumaczyć "dołującą pogodę".

Kochany deszczu, wiem co czujesz!

/Wybaczcie mi za te głupoty ;-) Od "takich moich przemyśleń" wiele się zaczęło, powstało wiele opowiadań -a później wierszy - w dzieciństwie (najwyraźniej cofam się w rozwoju, że znowu tak piszę(?)...)
Ech.. Tak tylko wyraziłam swoje emocje... z  czystych nudów. To miał być 14 wersowy wiersz, a rozrósł się tak, że powstało opowiadanie (może poetyckie) marzenie... do poetyckiego jeszcze mi daleko!)/


"Niech spłynie ta ostatnia
jak łza czysta..."



~ SIA

wtorek, 12 sierpnia 2014

Gdy budzi się noc...

"Bez Ciebie nie potrafię żyć
o Tobie wszystkie moje sny
dla Ciebie każdy oddech mój
bez Ciebie nie ma mnie..."
- JoKo "Budzi się noc"



W oczach tego kota zakochałam się od pierwszego ujrzenia!  Te jego błękitne jak morze duże oczy mnie hipnotyzują swoim urokiem. Podobno jak urośnie ten kolor oczu mu się zmieni - podobno - ale dla mnie i tak zawsze będzie wyglądał równe pięknie. ♥

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Różne-różności, czyli muzyczne nowości #2

Witajcie!

Jakiś czas temu na moim blogu pojawił się u mnie post z muzycznymi nowościami, dzisiaj postanowiłam dodać "kontynuacje" tego postu i przedstawić Wam kolejne muzyczne nowości, które bardzo mi się spodobały (a trochę ich się nazbierało). Ten post będzie troszkę inny, ponieważ zamiast dodawać krótkie opisy dotyczące wykonawców i samej piosenki, będę dodawała cytaty z tych piosenek i krótkie moje myśli ;-) <czytaj więcej>


niedziela, 10 sierpnia 2014

[*]

Dzisiejszy post bardzo nietypowy, bo z wyjątkową dedykacją, dla wyjątkowej osoby...
(Nie musicie czytać, list jest dość długi i prywatny, i rozumiem, że nie każdego to interesuje.)
Dlaczego napisałam taki post? Chciałam, żeby z jednej strony mi "ulżyło", móc lepiej zrozumieć, pogodzić się z tą trudną dla mnie sytuacją, a z drugiej strony, list, który napisałam jest moim swoistym hołdem dla tejże wspaniałej osoby, której mam nigdy nie zapomnę..

"Odchodząc zabierz mnie
Proszę weź mnie też..."



piątek, 1 sierpnia 2014

Niezwykła książka + zdjęcia: 'Moja rodzinka' i krajobrazy-natura cz.1

"Wyczytałam to z Twoich ust
wyczytałam z Twojej twarzy
może kiedyś powiesz: wróć
może kiedyś mi wybaczysz

bo..."


Witajcie,

Dzisiaj gorąco jak zwykle, choć rano wcale na taki upał się nie zapowiadało. Poranek przywitał mnie chłodny i ponury, jakby miało zanosić się na deszcz.

Wstałam - chyba już tradycyjnie - o godzinie 7 (choć w roku szkolnym nawet o tej godz. jest mi ciężko wstać). Dzień rozpoczęłam od porannej kawy i... książki. ;-)

Przyznam się szczerze, rzadko zdarza mi się czytać "z samego rana". Zazwyczaj pierwsze robię "coś konkretnego", a dopiero później idę z książką na dwór i tam - tradycyjnie - na ławce pod moimi ukochanymi drzewami siadam i czytam, aż do popołudnia ;-)
Ponieważ dzisiaj zaczęłam czytać tak wcześnie, to pewnie książka, którą teraz czytam jest jakaś bardzo ciekawa? Otóż, właśnie tak jest! 

Wczoraj, przed południem, jak zawsze siedziałam i czytałam książkę na mojej ukochanej ławce. Właściwie to kończyłam ją czytać, ponieważ wtedy zostało mi do przeczytania jeszcze jakieś 10 stron. Byłam absolutnie przygotowana na to, że zaraz skończę ją czytać, dlatego wychodząc z domu, od razu zabrałam ze sobą dwie ksiąski (żebym, jak skończę jedną nie musiała od razu iść po drugą).
Gdy tak siedziałam, zaczytana bez reszty, nagle słyszę głośny krzyk mojej mamy. Nie był to krzyk taki jak, gdyby coś się paliło, był to raczej krzyk szczęścia. Moja mama krzyczała, idąc w moją stronę, już od furtki (a do furtki do mojego magicznego miejsca jest dobrych kilka metrów). A krzyczała, ponieważ miała dla mnie dobrą nowinę... Okazało się, że przed chwilą przyjechał kurier i zostawił dla mnie małą przesyłkę! Mama, znając moje oczekiwania, "przyleciała" jak najszybciej, by mnie o tym poinformować i wręczyć mi długo oczekiwaną paczkę.
A co zawierała ów paczka? To właśnie ona sprawiła, że zaczęłam dwa razy szybciej czytać książkę, którą wtedy miałam na kolanach, spowodowała, że drugą książką, którą miałam przeczytać jako "następną" z powrotem odłożyłam na półkę i to ona była powodem mojego porannego lenistwa... W paczce znajdowała się cudowna książka!
Od razu, gdy tylko dokończyłam poprzednią książkę zaczęłam czytać tę nową.

Ciekawi jesteście, co to za książka? Ta książka przeniosła mnie w cudowne, malownicze miejsce. Zaczynając ją czytać, już po przeczytanych  pierwszych rozdziałach, wiedziałam, że TO JEST TO - dokładnie to, czego było mi potrzeba! Ciężko przerywa się czytanie tej książki, ciągle chce się więcej i więcej, aż w końcu pozna się całą niezapomnianą historię. 

A książka, o której mowa to "Wymarzony czas" - Magdaleny Kordel. Niezwykle wciągająca historia Madeleine i jej przyjaciół oraz ludzi mieszkających w Malowniczym. A mieszkają tam ludzie tacy sami, jak wszędzie - mający wiele swoich problemów, zmartwień - jednak Malownicze ma w sobie coś niezwykłego, "coś", co nie pozwala o nim zapomnieć; miejsce, do którego się wraca; tajemnicze, niezwykłe, magiczne, ale - przede wszystkim - ...malownicze!

Poranek w Malowniczym i "z Malowniczym" okazuje się wspaniałym początkiem i daje energię na cały dzień!

Ja tu się rozpisałam, a obowiązki wzywają. Ale pocieszający fakt jest taki, że im szybciej uporam się z pracą, tym szybciej znowu będę mogła "wrócić" do Malowniczego. Ten fakt zdecydowanie motywuje do szybkiego działania, bo nagroda jest bezcenna - chwile spędzone ze wspaniałą książką.


Miłego dnia,
SIA.

Imion moich kochanych kotek pisać nie będę - są chyba zbyt "osobiste" ;-)




piątek, 25 lipca 2014

Na morzu, czyli historia z filmu "Wszystko stracone" i książki "Lord Jim"

 Ostatnio zaczęłam czytać „Lorda Jima”. Książka opowiada historię młodego chłopaka, który „pływał po morzu”, które – jak to może – nie zawsze dla niego było łaskawe (zresztą dla nikogo nie jest).

Pewnego dnia, podczas podróży Jima, na statku, którym podróżował, nastąpiła pewna awaria, która wywołała ogromne przerażenie wśród „dowódców” statku (a dokładnie świadkami tego wydarzenia byli mechanicy, kapitan i oczywiście Jim – oficer). Nie wiedzieli, jak mają się zachować; wiedzieli, że statek w ciągu zaledwie kilku minut pójdzie na dno, więc musieli podjąć natychmiastową decyzję (choć pewnie wszyscy toczyli wewnętrzną walkę, czy aby słusznie postępują).
Całą tę sytuację opowiada/obrazuje Jim, którym ona ogromnie wstrząsnęła. Sam gotowy był zginąć, nie bał się śmierci; najbardziej przerażał go fakt, że na pokładzie jest 800 osób, czasu jest mało i nie wiele już można zrobić. Zdawał sobie sprawę z własnej bezradności, z beznadziejnej sytuacji, w której nic nie mógł zrobić. Jego współtowarzysze pewnie też przejmowali się tą sprawą – albo przynajmniej o niej myśleli – jednak postanowili wybrać łatwiejsze rozwiązanie: zamiast robić zamieszanie i ratować ludzi - przede wszystkim uratować siebie.

Dla Jima ich zachowanie było przerażające, ale co miał zrobić? Sam nie uratowałby tych wszystkich ludzi, wiedział także, że łodzi było za mało, by uratować wszystkich – a poza tym – przerażał go widok tych setek ludzi, którzy w pośpiechu chcą się ratować, pomimo iż mogą nie zdążyć (bo jak przewidywali wszyscy do zatonięcia statku zostało zaledwie kilka minut)…

Jim’owi i jego trzem współtowarzyszom wyprawy udało się przeżyć, ale co z tymi ludźmi, co zostali na statku ?

Samo postępowanie kapitana i jego załogi wzbudza ogromne oburzenie – dowódca statku nigdy nie powinien tak się zachować, on powinien opuścić statek jako ostatni… A jednak bał się śmierci, wiedział, że sytuacja jest kryzysowa: albo zginą wszyscy, albo uratuje przynajmniej siebie i część swojej załogi… Jego obowiązkiem było ratować pierwsze innych, siebie na końcu, a jednak „nie dał rady”, zwyczajnie zabrakło mu odwagi…
Jim natomiast okazuje swoją ogromną wrażliwość, empatię i chęć niesienia pomocy. Zależy mu na drugim człowieku; nie myśli tylko o sobie, a właśnie drugą osobę stawia na pierwszym miejscu.


Zupełnie inna historia przedstawiona jest w filmie, choć akcja również rozgrywa się „na morzu”.

W filmie "Wszystko stracone" przedstawiony jest żeglarz, który płynie samotnie. Sam musi podejmować decyzje, zmagać się z trudnościami jakie zsyła na niego los…

Pewnego dnia jego łódź zahacza o jakąś blachę, robiąc w jego statku sporą dziurę, przez którą przedostaje się woda. Mężczyzna oczywiście był przygotowany na możliwość wystąpienia takiej awarii i szybko uporał się z tym problemem. Jednak ta niewielka dziura okazała się początkiem jego trudnej podróży…
Po naprawionej szkodzie kolejnym utrudnieniem w podczas podróży staje się burza. Żywioł niszczy jego statek stopniowo, z każdym dniem co raz bardziej. Po kilku dniach jego statek zniszczony jest doszczętnie. Na jego szczęście ma jeszcze „dmuchany domek-ponton”, więc cień nadziei zostaje. Jednak tej nadziei z każdym dniem jest coraz mniej, coraz trudniej jest mu radzić sobie z napotykanymi go przeszkodami; stopniowo traci wszystko, co potrzebne mu do przetrwania: radio nadajnik, wodę, jedzenie, statek, race (do wzywania pomocy), wokół jego pontonu pływają rekiny. Później nawet traci sam ponton, a bez niego przecież na pełnym morzu długo bez podpory się nie utrzyma i do brzegu też nie zdoła dopłynąć.
Mnie postawa tegoż żeglarza ogromnie poruszyła i podziwiam go. Sama na jego miejscu chyba już dawno bym się poddała, usiadłabym i płakała… On starał się być twardy i nieustannie walczył. Pomimo tego, że los zdecydowanie mu nie sprzyjał, gdy pojawiła się ostatnia szansa, cień nadziei, potrafił to wykorzystać.
                                                                                                                                        
Wiele osób uważa ten film za nudny. Ciężko mi powiedzieć dlaczego tak się dzieje, ponieważ mnie osobiście film poruszył bardzo i ogromnie mi się podobał. Może to, że w filmie nie ma dialogów jest nużące? To prawda, dialogów nie ma, ale za to jest ciągła akacja, ciągle coś się dzieje – zresztą „dzieje się” tak jak na morzu – nigdy nie ma spokoju.
Film ten przede wszystkim zmusza nas do refleksji - nie tylko do bezmyślnego obejrzenia, ale przede wszystkim do zastanowienia się nad tym, co my zrobilibyśmy w takiej sytuacji, jak byśmy się zachowali.


Zarówno film, jak i książka mają dramatyczną fabułę, ale – jak na dobre dzieła przystało – mają szczęśliwe zakończenie…
może jednak nie zdradzę jakie, ale powiem tyle, że oboje (główni bohaterowie) wygrali! Nie poddali się i można powiedzieć, że dostali drugie życie, drugą szansę.


Mnie szczególnie film bardzo poruszył. Bohater zmagał się z wieloma trudnościami i w momencie, gdy już praktycznie całkowicie stracił nadzieję – „odbił się od dna” ! Mimo jego szczęścia nie mogę zrozumieć „dlaczego” wcześniej musiał tak dużo przejść i… co on dzięki temu osiągną?
Zawsze jest mi trudno odpowiadać na to pytanie „dlaczego”, a ten film wcale mi tego nie ułatwił – przeciwnie – pojawiło się jeszcze więcej pytań…
Sama często zadaję sobie (Bogu) to pytanie i mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiem. I mam nadzieję, że zanim to zrozumiem nie stracę nadziei…


~SIA

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wakacyjne pocztówki #1

Hej!
Dzisiaj po raz pierwszy od początku wakacji wzięłam się za robienie pocztówek. Jestem dumna z tego co udało mi się stworzyć, choć mogło być zdecydowanie lepiej! Następnym razem bardziej się postaram ;-)
A Wy co myślicie o tych pocztówek? Która najbardziej Wam się podoba?
Miłego dnia!
 SIA

PS. Druga część kolaży TUTAJ



Sztuka to
-codzienne patrzenie 
na świat z zamkniętymi oczami
-w ciemności
dostrzeganie światła
-odnajdywanie kolorów 
w najciemniejszych pomieszczeniach
-malowanie codzienności
tęczą
-dotykanie słońca gołą ręką
w dzień ciemny
-w noc jasną
spaniem z otwartymi oczami
© SIA

niedziela, 13 lipca 2014

CCwW #4 Maria Rotkiel "Nas dwoje..."



Często, w przypadku książek osób znanych, na samym początku, nawet zanim jeszcze sięgniemy po jakiekolwiek recenzje bądź opinie,  stwierdzamy, że pewnie książka ta nie jest warta czytania, że została napisana tylko dla reklamy, zysku, większej popularności i innych podobnych korzyści… Tymczasem nie zawsze tak jest!

Osobiście czytałam już naprawdę wiele książek napisanych przez osoby znane z telewizji i bardzo lubię czytać takie publikacje (skąd to uwielbienie?  lubię książki autobiograficzne, pamiętniki, dzienniki, reportaże, a nawet poradniki, czyli wszystkie takie, w których autor zwraca się bezpośrednio do czytelnika), więc z doświadczenia już wiem, że nie wszystkie „tego typu” książki są pisane tylko dla rozgłosu.

W przypadku poradników, autorzy dzielą się z nami swoim doświadczeniem, piszą o tym, z czym sami się spotkali i, w ten sposób, chcą nam podpowiedzieć, jak radzić sobie w różnych przypadkach, z różnymi problemami. Niektórzy pewnie pomyślą: co jakiś psycholog będzie radził mi, co mam robić, skoro sam wiem najlepiej, też jestem w swoich sprawach doświadczony i znam je najlepiej – to prawda, ale czasami każda wskazówka może okazać się cenna!

Opisane w książce sytuacje są z życia wzięte; każdemu z nas może przytrafić się coś podobnego, a wtedy będzie nam łatwiej zachować się w danej sytuacji, ponieważ coś na ten temat już będziemy wiedzieli.

Niewiele wiedząc często nie potrafimy sobie poradzić z różnymi sprawami. Wiele osób boi się bezpośrednio poprosić kogoś o radę, pomoc. W takich momentach bardzo pożyteczne okazują się właśnie poradniki. W takich książkach możemy znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących oraz kłopotliwych dla nas pytań i może tak się stać, że dzięki książce uda nam się rozwiązać swój problem.
Jednak nie zapominajmy o tym, że nie każdy problem można rozwiązać samemu. Czasami bez fachowej pomocy, twarzą w twarz z osobą doświadczoną, możemy sobie nie poradzić. W takich przypadkach książka jest dobrym przygotowaniem, ponieważ dzięki niej już pewną wiedzę w danym temacie będziemy mieli i nie będziemy czuli się całkiem „zagubieni”; dodatkowe indywidualne porady mogą sprawić, że nasze problemy skończą się całkiem, na zawsze.

fragment książki; przydatne cytaty szybko i łatwo można znaleźć

                Maria Rotkiel w swojej książce „Nas dwoje, czyli miłosna układanka” pisze o tym, jak naleźć odpowiedniego partnera oraz, jak później z nim „żyć”.
Zakochanie się to dopiero połowa sukcesu, ale jak zadbać o to, by być z partnerem jak najdłużej, byśmy czuli się w jego towarzystwie szczęśliwie, bezpiecznie, komfortowo… zawsze jak najlepiej? Między innymi tego dowiemy się z tej książki. Dzięki wielu poradom, ćwiczeniom oraz przykładom z życia wziętym łatwiej będzie zrozumieć nam pewne kwietnie i przygotować się na trudne momenty w życiu, które mogą przytrafiać się każdemu.


                Jednak książka pomaga nie tylko znaleźć idealnego partnera , ale także lepiej poznać samego siebie. Poznanie siebie jest bardzo ważne nie tylko, by znaleźć swoją drugą połówkę, ale przede wszystkim, by czuć się szczęśliwym na co dzień.
Lepiej poznać siebie pomogą nam liczne ćwiczenia, które wykonane dokładnie dadzą świetny efekt! Sama postanowiłam z tych ćwiczeń skorzystać – choć nie szukam partnera – i zauważyłam u siebie pozytywną zmianę. Nie jest to jakaś ogromna zmiana, ale na pewno – na lepsze ;)
Oczywiście, nie powinniśmy każdej porady brać dosłownie – każdy z nas jest inny, indywidualny – ale wszystkie rady zawarte w różnych poradnikach wzbogacają nas o cenną wiedzę. Gdy znajdziemy się kiedyś w podobnej sytuacji łatwiej będzie nam się odnaleźć i podjąć rozsądne, najlepsze decyzje.


opis z tyłu książki
                Książkę tę szczególnie polecam osobom, które poszukują swojego życiowego partnera, osobom, które są w stałym związku oraz tym, którzy się rozwiedli. Książka ta przeprowadza nas przez wszystkie trudne etapy związku – od wolności po małżeństwo, ale także nie pomija trudnych momentów, które mogą przytrafić się „w trakcie” (czyli, np. kłótnie, kryzysy, niezgodności), a także najgorsze, czyli rozwód. Maria Rotkiel w poradniku opisuje cenne wskazówki, jak poradzić sobie z taką sytuacją;  krok po kroku możemy znów odzyskać pewność siebie i nie załamać się!

piątek, 4 lipca 2014

Muzyczne nowości, czyli różne-różności #1

Kiedyś na moim blogu dość często mogliście przeczytać o nowych polskich utworach, ostatnio niestety zupełnie nie miałam na to weny. Co mnie zainspirowało, by napisać właśnie taki post? Zainspirowała mnie do tego książka, którą właśnie czytam. Ta książka to pierwszy tom serii Play napisanej przez Javier Ruescas. Książka jest trochę o muzyce, choć nie jest to biografia żadnego zespołu, jest to typowo młodzieżowa pozycja, trochę o marzeniach, ich realizacji i – przede wszystkim – ze wspaniałymi głównymi bohaterami :)

Drugim powodem, który przekonał mnie do tego, żeby napisać właśnie taki post, było to, że ostatnio jestem strasznie „do tyłu” z nowościami muzycznymi. Nie chodzi o to, że nie wiem, co leci w radiu – w tym się trochę orientuję, choć nieczęsto robi to na mnie wrażenie – ale chodzi o to, że rzadko ostatnio odnajduję w Internecie prawdziwe „perełki”*. Postanowiłam to zmienić, poszperać trochę na różnych stronach i podzielić się z Wami moimi znaleziskami – być może czymś Was zarażę i coś spodoba Wam się równie bardzo, jak i mnie :)

______________
* Mianem „perełki”określam utwory (lub wykonawców), które są nieco mniej znane, rzadziej puszczane w radiu, a moim zdaniem bardziej zasługują na popularność niż utwory co niektórych bardzo popularnych wokalistów.

(kolejność zupełnie przypadkowa)


wtorek, 1 lipca 2014

Ewa Bauer – „Kurhanek Maryli”

źródło zdjęcia: Lubimyczytac.pl
„Kurhanek Maryli” to historia ukazująca między innymi trudne życie małżeńskie. Główna bohaterka Marta, pierwotnie często zastraszona i krytykowana przez męża, jest osobą niepewną siebie, jednak próbuje walczyć o siebie i żyć tak, jak tego naprawdę chce, czyli w szczęśliwej i kochającej się rodzinie – bez stresu, kłótni i gróźb.

Marta po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa postanawia wziąć los w swoje ręce i ułożyć swoje życie „od nowa” – tak jak sama tego chce.

Na początku książki poznajemy szczęśliwe dzieciństwo Marty, która żyła pełną beztroską, bawiła się i czerpała radość z każdej chwili. Jedno wydarzenie już na zawsze odmieniło jej życie. Marta straciła oboje rodziców w wypadku samochodowym…
W wieku kilkunastu lat postanowiła opuścić dom babci – rodzinną wieś, w której się wychowała – i zacząć żyć na własny rachunek.

[Uwaga – ta recenzja jest spoilerem! Jeśli chcesz poznać moją opinię o tej książce, przeczytaj fragment tekstu, który znajduje się po filmiku]