czwartek, 7 lipca 2016

Testament - John Grisham


Niektórzy dla pieniędzy są w stanie zrobić wszystko. Choć podobno pieniądze szczęścia nie dają, potrafią namieszać ludziom w głowach, zepsuć relacje z najbliższymi, a nawet doprowadzić do „wojny domowej”.  Właśnie tak problem poruszył John Grisham w swojej książce „Testament”, który przedstawił bohaterów bezwzględnych, pragnących tylko jednego – wielkiego majątku swojego ojca.

Troy Phelan jest starym, samotnym i ogromnie bogatym człowiekiem, którego rodzina interesuje się wyłącznie jego majątkiem. Majątkiem, który nie miał sobie równych, ponieważ Troy jest prawdopodobnie najbogatszą osobą na świecie. Jego firma, wszystkie przedsiębiorstwa i akcje warte były ponad 11 miliardów dolarów. Jednak teraz te pieniądze nie robiły na nim dużego wrażenia; nie ma rzeczy, którą chciałby zrobić jeszcze przed śmiercią. Był trzykrotnie żonaty i w sumie miał sześcioro dzieci. Nie potrafił jednak ich kochać, ponieważ im wszystkim zależało wyłącznie ja jego pieniądzach.
Troy nie widzi sensu swojego dalszego życia, podpisuje testament i wyskakuje przez okno. Żony i dzieci nie płaczą nad jego losem – w końcu dostaną to, na co od dawna czekali. Tylko, czy na pewno będzie tak kolorowo jak sobie to wyobrażają? Nikt nawet nie przepuszczał, że Troy mógł mieć jeszcze jedną nieślubną córkę, która mogłaby zgarnąć cały ich majątek… 

Gdy zabierałam się za lekturę tej książki, nie byłam do niej jakoś szczególnie przekonana. Tylko powierzchownie słyszałam o jej autorze, więc można powiedzieć, że John Grisham był mi zupełnie obcy. Podobno jest mistrzem thrillerów – tak przeczytałam na okładce – ale „Testamentu” nie można zaliczyć do tego gatunku. Powiedziałabym, że „Testament” to pomieszanie literatury popularnej, współczesnej z literaturą przygodową, podróżniczą, z odrobiną kryminału – taki miszmasz powieści detektywistycznej (jak przeczytałam w Wikipedii). W każdym razie – powieść Grisaham’a jest idealna dla fanów zagadek, poszukiwań i wielu niejasności.

„Testament” to książka, która potrafi niesamowicie wciągnąć. Z każdym kolejnym rozdziałem, czytelnik jest coraz bardziej ciekawy rozwiązania wielu tajemnic: kim jest nieślubna córka Troya, czy uda się ją odnaleźć, czy pozostałe dzieci miliardera dostaną „należne” pieniądze,…? Tych pytań pewnie można by wymyślić jeszcze wiele, a z każdym kolejnym czytelnik chce jeszcze szybciej dowiedzieć się prawdy. W moim przypadku to sprawiło, że drugą połowę książki przeczytałam w ciągu jednego dnia. Piszę drugą, ponieważ pierwsza połowa jest dość „prawnicza” – cała akcja toczy się wokół testamentu i wokół tego, kto, ile odziedziczy. Co prawda, w drugiej połowie również większość fabuły kręci się wokół sali sądowej, ale jakoś już jest to wszystko bardziej ciekawe.

Już polubiłam „głównych” bohaterów, liczyłam na jakiś happy end (chociaż nie potrafiłam sobie go wyobrazić), a tu znowu to samo… Trafiłam na kolejną książkę, której zakończenie znowu zbiło mnie z tropu. Chyba nigdy nie zrozumiem tych autorów bestsellerów. Ale oczywiście zakończenia nie zdradzę, mogę tylko zapewnić, że po mojej recenzji nikt takiego zakończenia nie będzie się spodziewać. No, cóż… powieść Grishama jest po prostu bardzo dobra i moim zdaniem warto ją znać (albo chociaż warto znać twórczość tego autora, bo podobno jest dobry, nie wiem, przede mną jeszcze „Raport Pelikana”).

Znacie powieści Johna Grishama? Co myślicie o tym autorze?

Czekam na Wasze komentarze,

Sia

2 komentarze:

  1. Kolejny raz Grisham mi się przed oczami przeplata. To może w końcu czas zapoznać się z jego twórczością, bo bardzo dużo osób poleca jego książki.
    Ale kiedy znaleźć na to wszystko czas jak tyle cudownych książek jest. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się fabuła tej książki :) Dopisuję ją do listy książek do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń