Gdy pierwszy raz popatrzyłam na tę okładkę, nieszczególnie mnie przyciągnęła. Zdążyłam dostrzec tylko czerwony tytuł i czarno-białą fotografię kobiety na okładce – domyśliłam się, że jest to biografia, więc zrezygnowałam z chęci przeczytania tej książki. Dopiero, gdy zobaczyłam podtytuł: „Pierwsza królowa dziennikarstwa” – wiedziałam, że ta książka jest dla mnie lekturą obowiązkową!
Usłyszałam ostatnio, że potrzebne są nam „ideały”, osoby, z których będziemy chcieli brać przykład, które będą dla nas, swojego rodzaju, wzorem, autorytetem godnym naśladowania. Myślę, że właśnie za taki wzór dla przyszłych dziennikarek można uznać Mary McGrory. Celowo piszę dziennikarek, ponieważ mężczyźni powinni raczej znaleźć sobie męski odpowiednik tej niesamowitej kobiety, ale oczywiście dziennikarze również powinni znać tę książkę – w końcu, muszą mieć tę świadomość, że w wielu kwestiach kobiety są równie dobre (a nierzadko nawet lepsze).
„Wyznawała zasadę, że jeśli nie widziałeś czegoś sam i sam nie zadawałeś na ten temat pytań, to nie masz prawa o tym pisać.” [1]
Mary McGrory swoją pracę dziennikarską rozpoczęła jako recenzentka książkowa. Jednak jej kariera zaczęła się rozwijać w momencie, gdy dostała propozycję relacjonowania przesłuchań McCarthy’ego. Nie mogła zmarnować tej szansy; dzięki niej stała się bardziej popularna, i także właśnie wtedy zrozumiała, że chciałaby pisać o polityce. A przez swoje lekkie pióro, bezstronne i zawsze subiektywne oceny, szybko okazała się bezkonkurencyjna.
W czasach, w których żyła Mary, kobiet-dziennikarzy było niewiele, dlatego niekiedy była traktowana przez mężczyzn wyjątkowo. Nosili jej bagaże, pomagali nosić ciężkie rzeczy, chętnie z nią rozmawiali pomimo tego, że była kobietą. Była bardzo wpływowa, wszędzie była znana i lubiana. Organizowała także często większe przyjęcia, na które zapraszała wiele znanych osób: senatorów, dziennikarzy, przyjaciół. Zawsze na tych spotkaniach wybierała towarzystwo mężczyzn, z którymi chętnie piła, paliła i, rzecz jasna, rozmawiała o polityce.
Oprócz tego, żeby było jeszcze zabawniej – dla zupełnego przeciwieństwa – Mary była wolontariuszką w sierocińcu Świętej Anny, a wielu swoich „znanych przyjaciół” – na przykład Johna i Roberta Kennedych – zachęcała do włączała się w pomoc dzieciom. Także dzięki jej wpływom, jedno bożonarodzeniowe przyjęcie dla dzieci odbyło się Białym Domu.
„Wiodła wspaniałe życie. Miała interesujących przyjaciół, robiła interesujące rzeczy. Każdy dzień był dla niej zabawą. Do diabła, nie sądzę, by czegokolwiek żałowała. Nie sądzę, by chciała to zamienić na małżeństwo i domek z białym płotkiem. To, co miała, było niezwykłe, i ona o tym wiedziała.”[2]
W biografii napisanej przez Johna Norris’a nie mogło zabraknąć również bogatej bibliografii. Autor w całej książce odwołuje się tylko do sprawdzonych źródeł, tj. licznych artykułów i felietonów Mary McGrory i jej przyjaciół, dzięki czemu na końcu książki możemy znaleźć aż 747 przypisów. Szczerze, jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby autor książki wypisywał tyle źródeł. Ale to tylko dobrze świadczy o autorze, że nie poszedł na łatwiznę i nie napisał „ogólnej” literatury przedmiotu – wypisał wszystko szczegółowo, z niezwykłą dokładnością – dzięki czemu powstała tak wspaniała i konkretna biografia.
Mary McGrory przez swoją pewności siebie i pewności tego, co robiła, szybko stała się znana niemal w całym Waszyngtonie, a dzisiaj także na całym świecie. Koledzy z branży mieli prawo bać się jej, bo jej felietony, choć często krytykowane przez opinie publiczną, były bardzo popularne. Dlatego, dzięki swojej odwadze i determinacji, moim zdaniem, powinna być uznawana za przykład dla przyszłych dziennikarzy (a szczególnie tych, którzy chcą pisać o polityce).
Sama kiedyś bardzo interesowałam się dziennikarstwem (choć nie tym związanym z polityką), dlatego ta biografia bardzo mnie zaciekawiła. Postać Mary McGrory jest według mnie dobrym przykładem dla dziennikarzy – choć nie tylko – każdy powinien chociaż trochę ją znać. Dlatego polecam każdemu.
[1] John Norris, Mary McGrory. Pierwsza królowa dziennikarstwa, Wydawnictwo Kobiece, s. 36
[2] Tamże, s. 125
Ta biografia zbiera bardzo pozytywne opinie. Sama jestem jej ciekawa. Skoro interesowalas się dziennikarstwem, nie dziwię się, że przeczytałas z zainteresowaniem;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że nie znam tej pani, a szkoda. Wygląda na to, że była wielka. I pomyśleć, że zaczęła od recenzji książkowych! Może my też się tak wybijemy :D. Chociaż na pewno nie będziemy już jednymi z niewielu kobiet-dziennikarek.
OdpowiedzUsuńChyba muszę zapoznać się z tą biografią i postacią Mary McGrory :) Zdecydowanie mnie zainteresowałaś, jestem ciekawa losów tej dziennikarki.
OdpowiedzUsuńjakoś taka typowo kobieca literatura mnie nie pociąga
OdpowiedzUsuńO tej biografii już trochę czytałam i zauważyłam, że opinie są bardzo dobre. Może i ja kiedyś po nią sięgnę. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie nie zachwyca. Ogólnie nie lubię czytać biografii, więc jednak nie sięgnę po powyższą publikację.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tytuł postu, spojrzałam na zdjęcie okładki i tak sobie pomyślałam: czy ja powinnam znać tę panią, o której została napisana książka? A potem czytam recenzję, dowiaduję się, że kobieta to dziennikarka i mogę odetchnąć z ulgą. Nic dziwnego, że nie słyszałam wcześniej o Mary.
OdpowiedzUsuńChętnie jednak bym ją poznała.
Obserwuję i pozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com/
Zastanawiałam się nad tą pozycją, jednak z niej zrezygnowałam. Również interesowałam się dziennikarstwem, więc kto wie. Może to byłaby dobra pozycja dla mnie :)
OdpowiedzUsuń