Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że Twoje jedyne dziecko cierpi
z powodu poważnej choroby, lada moment może umrzeć, a Ty nie możesz z tym nic
zrobić? Ciężko jest to sobie wyobrazić, ale właśnie z tym problemem postanowił
zmierzyć się włoski pisarz Pino Farinotti i swoje przemyślenia zapisał w powieści
pt. „I odszedł od niej anioł”.
„Pamiętam także
ten moment, kiedy mi się wydawało, że wszystko jest na dobrej drodze. Jakby
bliska zażyłość rodziła się automatycznie, w każdym stosownym momencie.”
Massimo, siedmioletni synek
Eleny jest dobrym chłopcem. Chętnie pomaga swoim kolegom, nie sprawa kłopotów
rodzicom, chętnie się uczy. Takie dziecko to prawdziwy skarb, dlatego, gdy
Elena dowiaduje się, że jej syn jest ciężko chory, nie potrafi poradzić sobie z
tą sytuacją. Pierwsza faza jest oczywista – szok, niedowierzanie, pytanie, jak
to możliwe, że to właśnie jej syn jest chory i nadzieja, że on na pewno niedługo
wyzdrowieje… Dopiero po pewnym czasie uświadamia sobie, jak bardzo ciężki
będzie to dla niej okres. By pomóc Elenie w tej trudnej sytuacji, w jej życiu
pojawia się Maria. Poznają się w instytucie. Maria sama straciła syna, więc wie
jak bardzo Elena potrzebuje teraz wsparcia. Tylko… kim tak naprawdę ona jest?
Pojawia się tak nagle i jest tak bezinteresownie dobra…
W takiej sytuacji, w jakiej
znalazła się Elena, często szukamy Boga. Zadajemy sobie pytanie, dlaczego
dopuszcza On takie cierpienie na takie małe, niczemu winne, dzieci. Elena była
osobą wierzącą, więc też zadawała sobie to pytanie, i na różne sposoby, szukała
na nie odpowiedzi. Z pomocą przychodzi jej Maria, która jest doskonałym
odzwierciedleniem osoby, jaką chciałaby być każda osoba wierząca. To bardzo
tajemnicza bohaterka, która pomaga zrozumieć Elenie, a także wszystkim
czytelnikom, sens cierpienia tego małego chłopca. Można by nazwać ją nawet
aniołem, który zjawia się w chwili, w której najbardziej go potrzebujemy.
Tylko, kim tak naprawdę jest ta
kobieta?
„Kim była ta
osoba, której potrzebę bliskości coraz bardziej odczuwałam?”
Pino Farinotti w sposób bardzo ciekawy, wręcz niezwykły, porusza
temat wiary. A może nawet on go nie porusza – ten temat sam się wyłania, stopniowo,
etapami poznając życie głównej bohaterki. Typowa książka religijna pewnie nie
każdemu by się spodobała, dlatego autor stworzył tę niebanalną powieść, która w
sposób dyskretny, ale oczywisty opowiada o wierze bohaterów książki. Dla mnie
książka „I odszedł od niej anioł” okazała się powieścią wyjątkową, którą zdecydowanie
warto znać.
Książka ta odsłania jeszcze
jedną ważną kwestię, której nie mogę pominąć, mianowicie – cierpliwość.
Leczenie choroby nowotworowej to długi, męczący, często monotonny proces. Ta
rutyna wydaje się być najgorsza, bo przecież każdy zawsze chce, by wszystkie
problemy skończyły się jak najszybciej. Tymczasem to nie zawsze jest możliwe.
Postaje czekanie, a wraz z czekaniem – nadzieja. Nadzieja, która potrafi
doprowadzić człowieka wierzącego do najgorszego stanu, gdy okazuje się, że była
złudna.
„Myśli ludzkie, niepewne, szukające tlenu. Iluż
ludzi pogrążonych w udręce, w rozpaczy podobnej do mojej, zadawało sobie w
ciągu wieków to pytanie, snuło przypuszczenia, aby ulżyć sobie w bólu, by nie
umrzeć przedwcześnie. I zostaje zatoczone koło, znowu się zamyka i nie
dochodzisz do niczego. Wówczas mówisz sobie: poddaję się. Jednakże tak naprawdę
nie poddajesz się, próbujesz znowu, zgodnie z ludzką naturą.”
Chciałabym o tej książce
napisać coś więcej, ale ciężko jest mi znaleźć odpowiednie słowa. Po prostu
dawno nie czytałam czegoś tak naprawdę dobrego: co poruszyło mnie do łez, przez
co nie mogłam się oderwać od książki, co spawało, że zastanowiłam się, co ja
zrobiłabym na miejscu Eleny. Dawno nie czytałam tak dobrej książki, i właśnie
ten fakt mnie przeraża – że czytam tak mało, takich pięknych i wartościowych
powieści, których po prostu nie można nie znać.
Zaczęłam od tej książki Pino Farinottiego,
ale już mam w planach sięgnąć po jego wcześniejszą powieść „7 km od Jerozolimy”,
która podobno jest równie dobra, a może nawet lepsza, i w dodatku została
zekranizowana, więc chyba musi być ciekawa. Przeczytam – to się przekonam i na
pewno Wam napiszę, co o niej myślę. A dzisiaj gorąco Was zachęcam byście sięgnęli
po tę wartościową książkę – „I odszedł od niej anioł”. Może zmieni ona coś w
Waszym życiu, tak jak u mnie. Nie wiem, jak wiele z tego, co postanowiłam uda
mi się osiągnąć, ale jedno jest pewne – muszę więcej takich pięknych książek czytać.
I kto wie, może kiedyś samej uda mi się taką
napisać.
Co
myślicie o fabule, koncepcji tej powieści? Skusicie się by ją przeczytać?
Pozdrawiam,
Sia
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jedność!
ja się popłakałam. Tego typu książki czytam najczęściej a mimo wszystko jeszcze nie stałam się odporna na losy tych rodzin, dzieci. Wręcz przeciwnie, z każdą książką staję się coraz bardziej empatyczna.
OdpowiedzUsuńNo proszę, widzę, że książka wywołuje wiele emocji. Zapisuję sobie jej tytuł.
OdpowiedzUsuńNa razie mam co czytać i będę miała na długo, więc nie będę się brać za tą, ale może kiedyś.. ;)
OdpowiedzUsuńMój blog - Klik. Zapraszam! ;)
Ech... emocje, emocje i jeszcze raz emocje...
OdpowiedzUsuńZ tego co widzę, jest to książka idealna dla mnie ^^ Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo emocjonująca z tego co widzę, chętnie przeczytam w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być fajnie napisana :) Podoba mi się jej fabuła. Na razie do niej jednak nie sięgnę, bo mam wystarczająco smutków, ale kiedyś czemu nie :)) Gratuluję nowej współpracy :)
OdpowiedzUsuńPS I nawet aniołek się do czegoś przydał :D <3