Już raz publicznie w tej sprawie się wypowiadałam. Nie
sądziłam, że w tak krótkim czasie przyjdzie mi zmierzyć się z tym trudnym
tematem ponownie. Jednak, wiem, że nie powinnam na temat milczeć. To, że
trafiłam na ten film – i oczywiście znowu nie znałam w całości fabuły – to nie
może być przypadek!
W ostatnich czasach bardzo dużo mówi się o „grzechach księży”. Mam wrażenie, jakby
to była jakaś nowa moda… No, ale nie ważne. Ważne jest to, że przez to cierpią
wyłącznie ludzie… Bo co sobie myśli taki przeciętny Kowalski, który od czasu od
czasu idzie do kościoła w niedzielę lub na Święta? Otóż takiemu przeciętnemu
człowiekowi trudno jest zrozumieć postawę księdza, który źle postępuje, który
prawdopodobnie się „zagubił”, zbłądził. Sama jeszcze niedawno gotowa byłabym
krytykować każdego zakonnika, księdza, a nawet każdego przypadkowo spotkanego na
ulicy człowieka … Doświadczenia jednak nauczyły mnie, że każdy w swoim życiu ma
czasem trudny okres, ale to nie znaczy, że my od razu mamy potępiać drugą
osobę; czasami trzeba spróbować wczuć się w sytuację drugiego człowieka.
Film, który
ostatnio obejrzałam nosi tytuł „Kalwaria”
(reż. John Michael McDonagh). Pewnego razu do głównego bohatera, ojca Jamesa,
przychodzi mężczyzna, który podczas spowiedzi mówi mu, że kiedyś, przez 5 lat,
gwałcił go pewien ksiądz, który już nie żyje. Mężczyzna nie potrafi o tym
zapomnieć, a tym bardziej nie chce mu tego wybaczyć. Dlatego chce odegrać się
na innym księdzu, przypadek wskazał, że ma nim być o. James; mężczyzna chce go
zabić, ale zanim to zrobi, daje mu tydzień czasu na poukładanie swoich wszystkich
spraw…