Objawienia,
choć wiele ich od dawna, ciągle są wyjątkową „chronioną rzadkością”. Nie często
się o nich mówi, a jeszcze trudniej udowodnić, że rzeczywiście miały miejsce. W
Polsce tylko jedno objawienie maryjne zostało oficjalnie uznane przez Kościół,
to w Gietrzwałdzie, mające miejsce dokładnie 140 lat temu. Aż trudno w to
uwierzyć, bo przecież było ich więcej. Niestety po wielu zostały tylko zapiski
w kronikach parafialnych, archiwach bibliotecznych czy wspomnienia mieszkańców…
Jedno
z takich „zapomnianych” objawień spisał Piotr
Nesterowicz w swoim reportażu pt. „Cudowna”.
13 maja 1965 roku w Zabłudowie. To właśnie wtedy Matka Boża po raz pierwszy
objawiła się Jadwidze Jakubowskiej. Dziewczyna miała wtedy 14 lat, mieszkała
wraz z rodzicami i bratem w małym miasteczku. Nie wyróżniała się niczym
szczególnym, w szkole uczyła się słabo, a poza nauką pomagała rodzicom na
gospodarce. W tym miejscu nie wypada jednak pytać, dlaczego Matka Boża objawiła
się właśnie jej – o tego nie można przewidzieć, to jest po prostu wielki dar.
„Módlcie się i nawracajcie, bo jeśli nie, mój Syn
będzie surowo karał.” *
Matka
Boża Jadwidze w sumie objawiła się cztery razy, za każdym razem prosząc o to
samo – o modlitwę i nawrócenie. Czyli właściwie o to, o co prosiła także w
Fatimie; choć w Fatimie Maryja mówiła dzieciom nieco więcej. Czy zatem, tylko
to „więcej” przyczyniło się do tego, że cud z Fatimy jest znany na cały świat,
a cud z Zabłudowa został zapomniany? A może ówczesne czasy nie pozwoliły na to,
by ów cud został „gruntownie” przebadany i zatwierdzony przez Kościół?
W
tamtych czasach, nawet jeśli cud był prawdziwy, władze robiły wszystko, by
prawda nie wyszła na jaw. Kościół dla władz państwa w tamtym okresie był dość
„nie na miejscu”; wszelkie wyznawanie wiary można było uznać za sprzeciwianie
się ówczesnej władzy i stać się wrogiem państwa. Dlatego władze od samego
początku potępiały ten cud i walczyły z pielgrzymami. Choć pielgrzymki i tak
były – licznych wierzących nie była w stanie powstrzymać nawet groźba
więzienia. A księża? Cóż, nie każdy był jak ks. Jerzy Popiełuszko czy kard.
Stefan Wyszyński. Proboszcz parafii w Zabłudowie prawdopodobnie po prostu nie
chciał mieć problemów, więc starał się podporządkować żądaniom władzy i – nawet
jeśli w cud wierzył – mieszkańcom i pielgrzymom zakazał uczęszczania na łąkę,
na miejsce objawień Matki Bożej.
„Klasztor nauczył mnie modlić się i mieć nadzieję.
Kiedy wróciłam do Zabłudowa, prawie wszyscy byli przeciw mnie. Wiedziałam, że
wielu zwątpiło w objawienie.” **
Reportaż
Piotra Nesterowicza porusza temat, który w czasach gomułkowskich starano się zagłuszyć,
dlatego niewielu wie dzisiaj o tym cudzie. Nesterowicz odkrywa przed
czytelnikami fakty, które, gdyby nie jego książka, do tej pory mogłyby być
znane wyłącznie mieszkańcom Zabłudowa i okolicznych miejscowości. Czy jego
książka jednak coś zmieni? Szanse na to, że Kościół zainteresuje się tym
objawieniem i uzna go „oficjalnie” za prawdziwy raczej są niewielkie, ale mam
nadzieję, że ta książka zainteresuje chociaż katolików, którym Matka Boża nie
jest obojętna. Dla mnie jest on cenny, nawet bez „oficjalnego papierka” wydanego
przez Kościół katolicki.
Wszystkim, którzy lubią prawdziwe
historie lub tym, którzy po prostu chcieli by się czegoś więcej dowiedzieć o
objawieniu w Zabłudowie, gorąco polecam książkę „Cudowna” P. Nesterowicza. Nie
widzę żadnych podstaw, by podważać autentyczność tego objawienia. Nawet jeśli
„nie wszystko mi się zgadza”, cud licznych uzdrowień i zeznania nie tylko
rodziny Jakubowskich nie pozwala mi wątpić, że jednak to objawienie miało
miejsce naprawdę.
Sia
*Piotr Nesterowicz. „Cudowna”.
Dowody na Istnienie: Warszawa, 2014, s 106
** Tamże, s. 169
Dobrze, że takie książki powstają ku potomnym.
OdpowiedzUsuńCiekawa jest ta książka :-)
OdpowiedzUsuń