Czy jest możliwa przemiana kogoś, kto wcześniej był okrutnym, zapatrzonym tylko w siebie egoistą i materialistą? Z punktu widzenia chrześcijanina takie coś jest bardzo prawdopodobne, jednak dla kogoś, kto uważa, że po śmierci jest absolutny koniec, nie jest to takie oczywiste… Dla wielu kontrowersyjna książka W.P. Younga pt. „Rozdroża” to moim zdaniem wzruszająca opowieść, pozwalająca wierzyć w „jeszcze jedną szansę” daną od Boga każdemu człowiekowi.
„Przemiana bez pracy i bólu, bez cierpienia, bez wrażenia utraty, jest
tylko iluzją prawdziwej zmiany”.
Anthony
Spencer, po wielu trudnych dla niego doświadczeniach życiowych (stracie
rodziców, zdradzie własnego brat, śmierci ukochanego syna i dwóch rozwodach),
staje się nieczuły niczym głaz. Pozornie zależy mu tylko na interesach,
pieniądzach, sławie i szacunku, w rzeczywistości jednak jest to tylko coś, co
ma mu wypełnić wszystkie „straty”, a nade wszystko – stratę ukochanego,
pierworodnego syna. Bieg jego życia zmienia diametralnie pewne wydarzenie –
własna choroba. Tony niespodziewanie dostaje silniejszego niż zwykle bólu
głowy. Znaleziony zakrwawiony trafia do szpitala, gdzie pozostanie przez pewien
czas w śpiączce. Ale choć jego ciało niemal martwe, dusza jest żywa. Anthony dostaje
do Boga drugą szansę. I pomimo tego, że jest to tylko szansa uzdrowienia jego
wnętrza, z sytuacji, w której znalazł się Tony, może „wypłynąć” wiele dobra.
Wiele już słyszałam o książkach Younga
i prawdę powiedziawszy, byłam bardzo ciekawa, o czym są jego powieści. Rozpoczęłam
od „Rozdroży” i – niestety – szybko zaczęłam ją porównywać z inną książką, którą kiedyś czytałam i której fabuła wydała mi się
uderzająco podobna do tej. Mam na myśli „7 km od Jerozolimy”. W ów książce
również jest człowiek, dla którego ważna jest sława, który stracił wszystko, co
było dla niego cenne, z którego gdzieś „uleciała cała miłość i radość z życia”.
Ale może przesadzam… Może po prostu jestem już przesiąknięta książkami o takiej
tematyce i żadna nowość nie jest w stanie mnie zaciekawić?
Jednak
pomimo licznych negatywnych opinii o tej książce, które słyszałam od
„wierzących” znajomych – i pomimo mojego nieszczęsnego porównania – uważam, że
w tego typu historiach naprawdę nie ma nic złego. Owszem, dla mnie samej jest
tam nieco za dużo fikcji literackiej i informacji, które można by uznać za nie
do końca zgodne z wiarą katolicką, ale ostatecznie nie o to chodzi w tego typu powieściach!
Takich książek jak ta po prostu nie
można odbierać w stu procentach dosłownie. Tego typu książki zmuszają do
myślenia, wiele potrafią rozjaśnić i zmienić perspektywę postrzegania świata… Potrafią
przybliżyć do Boga i zachęcają do szukania Prawdy. Ale dzieje się tak tylko
wtedy, gdy stajemy się krytycznymi odbiorcami* danej powieści, a nie
czytelnikami w stylu „Książka ma być lekka, przyjemna i ciekawa. Najlepiej taka
do poduszki”. W sumie – można tę książkę czytać do poduszki, ale to nie zwalnia
z krytycznego jej odbioru.
I
nawet pomimo tego, że zakończenie książki było przewidywalne – domyśliłam się
go w połowie powieści – dla takich chwil zadumy i wzruszenia warto było poznać
historię Tony’ego, jego rodziny oraz jego przyjaciół, których prawdopodobnie,
gdyby nie wypadek, nigdy by nie poznał, ba, przez swoje egoistyczne podejście przed swoim nieszczęśliwym wypadkiem nawet by ich nie zauważył…
Co Wy
sądzicie o takich książkach? Może słyszeliście o W.P. Youngu, czytaliście tę
książkę lub „Chatę”?
Ciekawa Waszych opinii czekam na
komentarze.
Sia
___________________________________
* Chyba po
zajęciach z ćwiczeń z metodologii badań psychologicznych ten „krytyczny odbiór
literatury” stał się moim nowym ulubionym zajęciem! <śmiech>
Tej książki nie czytałam. Ale chętnie po nią sięgnę.Kiedyś ksiądz jezuita w dyskusji w dużym gronie powiedział,że zmiana jest nacechowana cierpieniem, gdy człowiek nie ma szacunku dla samego siebie. To pokrywałoby się z prawdą zawartą w cytacie, który umieściłaś w swojej recenzji.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń