żródło: pixabay.com |
…i jeśli dodasz do tego jeszcze „nie mam
kasy” – jesteś całkowicie skończony, jeśli naprawdę tak myślisz. Wyżej wymienione
„problemy” są największymi przeszkodami na drodze do spełniania marzeń i
osiągania wielkich sukcesów. Niejednokrotnie bardzo boleśnie tego
doświadczyłam. Dopiero zmiana myślenia pozwoliła mi zmienić postrzegania świata
– z pesymistycznego na optymistyczny. Sama wiem, że łatwo jest tak negatywnie
myśleć, a trudno jest działać z pozytywnym nastawieniem. To wymaga odwagi, ale
się opłaca. Może to będzie bezsensowny post, ale jeśli masz konkretne cele –
przeczytaj go co najmniej kilkakrotnie.
Nie chce mi się
Czasami
(no dobra – często!) zdarzają się takie dni, gdy wstaję rano z łóżka i nic mi
się nie chce. Zazwyczaj taki dzień
zaczynam od znaku Krzyża i modlitwy „Panie
Boże, proszę spraw, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce. Amen”.
Znalazłam ją gdzieś w internecie i właściwie wypowiadam ją od dawna. Zawsze
jednak byłam zdania, że ona nic nie zmienia i nadal nic mi się nie chce. Kiedyś
do tej modlitwy dodałam „amen” i…
stwierdziłam, że ta modlitwa ma jednak jakiś sens i chyba jednak działa. Wiem, że brzmi to absurdalnie i
śmiesznie, ale tak rzeczywiście było.
Nie
chce mi się to mój wróg od
niepamiętnych czasów. Chyba jak większość, też tak miałam, że wolałam leżeć i
patrzyć w sufit, niż się uczyć. Ulubiona taktyka gimnazjalistów, która nigdy
nie przynosi żadnej korzyści. Dopiero gdy zaczynam działać – są efekty. Ale
jeśli coś „muszę” – efekty
są słabe, jeśli „chcę” – dostrzegam
efekty takie, jakich nigdy się nie spodziewałabym.
Tak, właśnie tak było, gdy uczyłam się do pierwszej sesji – musiałam uczyć
się z – jak ktoś mi to pięknie powiedział – „ciekawością
świata”. Historia, której nigdy nie lubiłam, musiała stać się dla mnie pasją, w którą chcę się wgłębiać, którą
chcę poznawać. Gdyby tak nie było, z pewnością nie osiągnęłabym wysokich (w
miarę zadowalających) wyników.
Nie mam czasu
A
przynajmniej zacząłeś? Wiem, ok. 400 stron w 2 tygodnie – przeraża. Ale ja – i
setki studentów, którzy Ci o tym mówili, a którym nie wierzysz – dali radę.
Choć
nie tylko studia są dobrą wymówką na brak czasu. Każda praca, rodzina czy
obowiązki są dobrymi pretekstami, by zaniedbać swoje największe pasje. A to
wszystko przez ciągłe narzekanie na brak czasu i całkowite niezorganizowanie. Ja
swojego czasu, by poradzić sobie z tym zdezorganizowaniem, pisałam na kartce
wszystkie rzeczy, które powinnam zrobić w danym tygodniu. Przeważnie połowy nie
udało mi się wykonać, ale… przynajmniej próbowałam. Przez swoje „nie mam czasu”
także zaniedbywałam przez pół roku studiowania swojego bloga i swoje pasje,
ale… mam zamiar TERAZ to zmienić!
Oczywiście
nie trzeba wszystkiego odkładać na „ostatnią chwilę”, ale jeśli jest się mało
zorganizowanym i stale przytacza się wszystkie argumenty przeciw nauce (pracy)
i za odkładaniem jej na później, to w przyszłości trzeba słono za to płacić.
Czym?
Nie mam siły
Oto czym trzeba płacić za słynna prokrastynację. Całkowitym przemęczeniem. Chyba
najlepiej to zobrazuję, gdy przywołam wspomnienie z mojego przedostatniego
egzaminu (bo o ostatnim nie wspomnę – na niego nie uczyłam się prawie wcale –
tak, już tak bardzo nie miałam siły!). Miałam 4 dni na jego naukę. Pomimo tego,
że wmawiałam sobie, że zrobię dzień przerwy, nie zrobiłam. 4 dni nie
przerywanie się uczyłam (wyjątkiem była długa przerwa na kawę!). W pierwszy
dzień przerobiłam prawię połowę materiału, w drugi połowę z połowy, a w trzeci
dzień skończyłam przerabiać materiał do sesji i zaczęłam powtórki. W 4 dzień
znowu robiłam powtórki, ale już takie „ostateczne”. Pod koniec 4 dnia nauki
stwierdziłam, że „nie umiem jeszcze wszystkiego tak idealnie, ale… nawet gdyby
ktoś dał mi w pakiecie możliwość jeszcze jednego dnia nauki – nie
skorzystałabym”! Tak bardzo byłam wymęczona psychicznie. Tak bardzo nie miałam już
siły. Zresztą, wyobrażacie sobie to? 4 dni nieprzerywanej nauki o tym samym, w
dodatku nauki z przedmiotu, który w swojej nazwie ma słowo „Historia czegośtam”. Chyba nigdy nie przekonam
się do żadnej historii, dlatego nauka nazwisk i dat jest dla mnie kosmiczną
męką.
Zważywszy
na powyższe, stwierdzenie „nie mam siły” może być czasami uzasadnione. Ale nie
za każdym razem. Czasami trzeba po prostu podnieść – za przeproszeniem – cztery
litery i zacząć działać. I ta taktyka, jako jedyna, zawsze działa.
Podsumowując
swoje filozoficzne rozważania (bo psychologicznymi poradami nigdy tego nie
nazwę!), wiecie, że zupełnie nie lubię pisać tego typu postów! Ale czasami tak
mam, że chcę podzielić się swoimi mądrościami z innymi, i nie chcę, żeby inni
powtarzali moje błędy. Dlatego mam nadzieję, że moje doświadczenie komuś na coś
się przyda i być może kogoś uchroni przed porażką, a pozwoli spełnić choć to
najmniejsze marzenie. Bo samo nic nie
przyjdzie, na wszystko trzeba zapracować!
Sia
przy sesji przechodziłam przez wszystkie te stadia i nastroje, ale zawsze jakoś się mobilizowałam. zresztą zbyt długo użalać się nad sobą nie potrafię i biorę się szybko w garść, chociaż ostatnio życie uparło się, żeby dokopać mi dość mocno.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
Czasami te "nie mam siły" zawdzięczamy samym sobie. Ja przewaznie staram się być świadoma swoich zachowań i próbuję robić wszystko z głową i planem. Udaje mi się i od długiego czasu nie używałam już słowa "nie chce mi się" :)
OdpowiedzUsuńJa jak patrzę na mój wyświetlacz - to też nawet o "nie chcę mi się" nie myślę. Nie wiem, kto mi ten wyświetlacz zaczarował, ale te słowa naprawdę mnie motywują :D
Usuń