Zgubić
się, trafić do sierocińca i zostać adoptowanym przez rodzinę z zupełnie obcego
kraju, to dla pięcioletniego dziecka raczej ciężkie doświadczenie. Właśnie taka
sytuacja spotkała Saroo, który po kilkunastu latach po adopcji zdecydował się
opowiedzieć swoją historię światu i spisał swoje wspomnienia w książce pt.
„Daleko od domu”.
Saroo
Brieley, gdy był mały został na chwile sam na stacji kolejowej. Była noc,
chłopiec na chwile zasnął, a gdy się obudził przestraszył się, że nikogo przy
nim nie ma. Pod chwilą paniki i strachu wsiadł do znajdującego się stacji
pociągu, a w nim… znowu zasnął. Gdy się obudził, pociąg jechał, a obok niego
nie było nikogo, nawet nieznajomych ludzi. Ale to był dopiero początek
„przygód” małego chłopca, który, dotarłszy do miejscowości oddalonej o ponad
1000 km od swojego miejsca zamieszkania, musiał poradzić sobie zupełnie sam. Do
momentu, aż został adoptowany przez nową rodzinę.
„Trudno chyba o kogoś, kto miałby więcej
okazji niż ja, aby przekonać się o tym, jak życie potrafi zaskakiwać.”
Historia
Saroo wydarzyła się naprawdę, choć bardzo trudno w to uwierzyć. Saroo, jako
małe dziecko, musiał przejść przez wiele i wiele doświadczyć; jego dzieciństwo
diametralnie różniło się od dzieciństwa „normalnego” dziecka. Chłopak pochodził
z Indii, mówił tylko w języku hindi, dlatego na początku po adopcji trudno było
odnaleźć mu się w nowym mieście. Jego rodzice zastępczy mieszkali w Australii;
chcieli i żeby Saroo czuł się u nich dobrze, dlatego nawet jego pokój urządzony
był w „hinduskim stylu”. Chociaż chłopak w końcu się przyzwyczaił, chęć powrotu
do rodziny, zawsze pozostała w nim żywa… Czy po 25 latach uda mu się odnaleźć
biologiczną rodzinę, skoro nawet dobrze nie pamięta nazwy swojej rodzinnej
miejscowości?
Wspomnienia
Saroo Brieley’a czyta się z zapartym tchem. Tym bardziej, że mamy świadomość
tego, iż książka oparta jest na faktach. Takie opowieści zawsze dostarczają
najwięcej emocji, a także często pojawia się niedowierzanie: „Jak to możliwe,
że wydarzyło się coś tak wstrząsającego…”. Ile czytelników, tyle komentarzy,
takie książki nigdy nie przechodzą bez echa.
Mnie
książka „Daleko od domu” głęboko poruszyła. Jest to wielowątkowa opowieść,
która, wbrew pozorom, jest nie tylko o ‘zaginięciu i poszukiwaniach’. Można
doszukać się w niej także wiele innych wartości: jest w niej o bezinteresownej
miłości, nietypowej adopcji dziecka z Indii przez rodzinę z Australii, o
pięknych relacjach z rodzeństwem, z przyjaciółmi, o ubóstwie w Indiach i losie
małych dzieci w tym kraju oraz jest wiele innych prawd, które nie tylko
wzruszają czytelnika, ale także pozwalają wiele zrozumieć, docenić jak wiele
się ma.
„Od tamtej pory zawsze uważałem, że
płaczemy, gdy stajemy w obliczu czegoś, czego nasz umysł ani serce nie może
znieść, i ciało przychodzi mu z pomocą. płacz spełnił swoje zadanie – dzięki
niemu moje ciało poradziło sobie z emocjami i, o dziwo, poczułem pewną ulgę.”
Słowem,
moim zdaniem, jest to niesamowicie wartościowa książka + 12 lat. Zamiast setki
razy czytać Harrego Pottera lub jakieś fantasy, młody człowiek przynajmniej od
czasu do czasu powinien sięgnąć właśnie po tego typu książkę, która „uczy” i
kształtuje osobowość. Gorąco do tego zachęcam.
SIA
Będę zatem polecać, skoro to tak wartościowa książka.
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca książka, z chęcią po nią sięgnę!
OdpowiedzUsuń