niedziela, 13 listopada 2016

Biegnij chłopcze, biegnij...


O tym, że Żydom podczas wojny w gettach nie było łatwo, napisano już wiele książek i wiele osób – także tych, którym udało się przeżyć – próbowało o tym opowiadać. Uri Orlev, autor książki „Biegnij chłopcze, biegnij”, jako młody chłopiec również doświadczył pobytu w gettcie. Po latach zdecydował się napisać książkę o chłopcu żydowskiego pochodzenia, który za wszelką cenę starał się przeżyć wojnę – tak jak obiecał ojcu…

„Zapamiętaj wszystko, co ci teraz powiem. Musisz koniecznie przeżyć, musisz!”

Srulik, gdy ma 8 lat, wraz z rodzicami i rodzeństwem trafia do warszawskiego getta. Pewnego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach traci mamę (tatę „stracił” jakiś czas wcześniej). Zostaje sam na ulicy, nie potrafi odnaleźć drogi do domu. Postanawia więc przyłączyć się do grupki chłopców, bawiących się niedaleko miejsca, w którym się zgubił. Okazuje się, że ci chłopcy również nie mają rodziców, a żeby zdobyć coś do jedzenia żebrzą lub kradną. Srulik jednak nie spędzi z nimi wiele czasu. Żeby się uratować musi przedostać się na „polską stronę”… Od tego czasu zacznie się jego nieustanna ucieczka: przed Niemcami i przed ludźmi, którzy będą chcieli go zabić za to, że jest Żydem.

Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przeczytam tę książkę. Dlaczego? Powód jest jeden – wcześniej obejrzałam film. A ja niestety tak mam, że uznaję niepodważalną zasadę: najpierw książka, później ewentualnie film. Gdy tę zasadę naruszę, zazwyczaj już książki nie czytam, bo „nie chcę czytać o tym, co już znam”. Jednak powieść „Biegnij chłopcze, biegnij” znacząco podważyła moje stereotypowe myślenie. Sięgnęłam po nią przypadkiem i z lekkim oporem, ale już po przeczytaniu kilku stron uznałam, że to, co zostało napisane w książce inaczej postrzegam, niż to, co widziałam na filmie.

 Niby film powstał na podstawie książki, a jednak mamy tu różne sposoby odbioru – wizualny i tekstowy. Książka „Biegnij chłopcze, biegnij” chyba na dobre zmieni moje myślenie i nie będę już twierdziła, że gdy obejrzę dobry film (film „Biegnij chłopcze, biegnij” bez wątpienia taki był!) to w książce na pewno będzie to samo. Otóż nie! Książka jednak zawsze jest lepsza. Pozwolę sobie nawet nieskromnie stwierdzić, że czytelnik zawsze potrafi lepiej przedstawić akcję książki, niż reżyser filmowy, który tworzy „hit kinowy”.

Nie chcę jednak zbytnio skupiać się na porównaniu książki do filmu, ponieważ każde z tych środków przekazu ma swoją wartość. Powieść „Biegnij chłopcze, biegnij”  wywołała u mnie wiele emocji: niejednokrotnie mnie wzruszyła, chciałam, żeby to, co w niej przeczytałam potoczyło się inaczej lub okazało nieprawdą…

Także sam tytuł nie jest przypadkowy – główny bohater rzeczywiście cały czas biegnie, ucieka przed niebezpieczeństwem. Byle przeżyć – tak jak obiecał ojcu…

„Ale nawet jeśli zapomnisz wszystko, nawet mnie i mamę, nie zapomnij nigdy, że jesteś Żydem.”

Choć sama książka napisana jest trochę swobodnym językiem (autor książki jest znany z tego, że pisze głównie dla młodzieży) jej styl w niczym nie ujmuje jej wartości – przeciwnie. Jest ona napisana prostym językiem, dzięki któremu bez problemu trafi do każdego odbiorcy i bez wątpienia poruszy nawet starszą, z reguły „niewzruszoną” osobę. Mnie wzruszyła, dlatego szczerze polecam przeczytać. A później koniecznie obejrzeć film. Sami potwierdzicie, że chłopiec nieustannie „biegnie”!

A może ktoś już czytał lub oglądał? Jak Wam się podobała ta książka/film?

Sia

3 komentarze:

  1. Mnie ta lektura zaciekawiła, chociaż w sumie nie czytam takiej tematyki :) Mam nadzieję, że się do niej przekonam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa tematyka, film chetnie obejrze

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio bardzo interesuje mnie tematyka Żydów. Z chęcią zajrzę do książki :)

    OdpowiedzUsuń